Goście, którzy tłumnie zeszli się w zeszły czwartek do Galerii wysłuchali krótkiego wyjasnienia w jaki sposób realia zatłoczonego i zanieczyszczonego miasta przemysłowego doprowadziły architektów i planistów do idei zmasowanej zieleni nowych miast z korytarzami transportowymi i ogromnymi terenami niezagospodarowanej zieleni. Obejrzeli przykłady przestrzeni zielonych innych nowych miast i poznali wyróżnione przez profesora błogosławieństwa i przekleństawa zieleni miejskiej. O pierwszych wpominać nie trzeba, każdy z nas doskonale zna dobrodziejstwa płynące z bogactwa przyrody w MK. Jakie są owe przekl
eństwa? Przede wszystkim fakt, że zieleń rozrasta się sama z siebie i trzeba o nią nieustannie dbać. A to oznacza ponoszenie kosztów utrzymania lub nieokiełzany busz, który pleni się gdzie sam chce, a nie tam gdzie planiści go chcieli. Ponadto duże przestrzenie zielone są przestrzeniami opustoszałymi, a to sprawia, że nie tylko trudno utrzymać tam porządek w sensie fizycznym, ale i to, że stają się miejscami potencjalnie niebezpieczymi.Profesor przedstawił również teorię landscapinguXXI wieku, do której przywiodły planistów eksperymenty z przyrodą w miastach XX-wiecznych. I tak jak w XX wieku nacisk kładziono na wprowadzanie przyrody do miast i otaczania nią osiedli miejskich i dróg (patrz MK) tak współczesny nurt chce otoczyć wewnątrz-miejskie przestrzenie zielone pierścieniem architektury. Budowle miejskie mają stanowić ramę dla przyrody. Odwołując się do Architecture of Fear - zbioru esejów pod redakcją Nana Ellina, przypomniał on, że kiedyś miasto było przestrzenią kultury i cywilizacji - przestrzenią bezpieczną - w przeciwieństwie do dzikiej przestrzeni przyrody otaczającej jego mury. Wprowadzając przyrodę do wnętrza miast wprowadziliśmy do nich również nierozłączne z nią niebezpieczeństo. Teraz nastał czas na ograniczenie jej, by znów nad nią zapanować.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz